Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/441

Ta strona została przepisana.

ne, a lekarz drogi i leki apteczne jeszcze droższe. Po drugie zaś na podstawie negatywnych namacalnych wniosków z doświadczenia. — Często lekarz prownicjonalny nie może mu pomóc więcej niż znachor. Cóż może poradzić w wielu wypadkach lekarz nie dysponujący olbrzymią współczesną techniką wyspecjalizowanej medycyny. Czyż może korzystać z konsultacji specjalistów i pomocy skomplikowanych badań pomocniczych. Czyż może zalecić lub dać choremu specjalne zabiegi. Chłop, zresztą jak wszyscy ludzie do niedawna, wierzy przede wszystkim w tajemniczą moc pigułki lub buteleczki z lekiem. Receptę trzeba wydać. Ale cóż pomoże pigułka na rozpadową gruźlicę, na nowotwór, na skomplikowane złamanie itd. itd. W takich przypadkach lekarz nie dysponujący pomocą specjalnych urządzeń i zakładów staje bezradny. Pigułki mogą być nawet pożyteczne ale cóż, kosztują ciężkie pieniądze, a choroba jak była tak i pozostaje.
Wahanie chłopów między znachorem a lekarzem trwać będzie tak długo, dopóki chłopi nie będą korzystać z całej medycyny.
Udostępnienie medycyny zwykłemu śmiertelnikowi, a nie tylko bogaczowi nie jest sprawą koniunktury gospodarczej ale organizacji.
Prawdziwa pełna medycyna jest zbyt kosztowna, by ciężar jej mógł udźwignąć jeden człowiek i to dotknięty chorobą. Szpitale, zakłady, pracownie i nauka nie spadają z nieba. Nie spuszcza manny Pan Bóg dla lekarzy i personelu pomocniczego. Tworzyć i udostępnić medycynę można jedynie za pomocą zbiorowego wysiłku, za pomocą wzajemnej asekuracji.
Dziś tobie, jutro mnie.


Niedowiarek.

Patrzę i nie dowierzam własnym oczom. Pacjent jak tur. Płuco lewe idealnie zdrowe, prawe bez najmniejszej plamki, a poniżej prawego obojczyka jama w płucu wielkości dziesięciozłotówki. Budowa ścian jamy wykazuje powolne szerzenie się rozpadu. Płuco „pruje się“ dokoła jamy. Pierwszy raz widzę podobny przypadek, aby pierwotne jedyne ognisko rozpadało się i nie powodowało wysiewów w inne części płuc. Mam naukowe szczęście zobaczenia klasycznie prostego i przejrzystego obrazu pierwszego stadium gruźlicy płuc.
Chory ma szczęście. — Zgłosił się o tyle w porę, że bezzwłoczne leczenie uchroni go przed grożącym lada chwila wysiewem nowych ognisk, a sama jama winna dać się zagoić dość szybko.
Zadumę mą przerywa pacjent potokiem wymowy.
— Czy Pan Doktór znalazł co u mnie? Ja jestem zupełnie zdrów. Doktór N. skierował mnie do rentgena całkiem niepotrzebnie. Nie miałem w ogóle zamiaru przychodzić. Przyszedłem z ciekawości. Chciałem prze-