Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/447

Ta strona została przepisana.

Moi mali pacjenci rzadko kiedy zjawiają się w ciężkim stanie choroby. Takich obsługują inne organy Ubezpieczalni. Moja praca jako rentgeneloga to przeważnie rola detektywa choroby. Wyszukuję ogniska ukrywające się przed klinicystą, kontroluję czy stany zapalne rozeszły się, lub jak się goją i w jaki sposób zabliźniają. Pomagam klinicystom w kontroli zdrowotności, a zwłaszcza tych, które mają jechać na kolonie, aby przypadkiem które nie zawlokło tam ogniska niebezpiecznego dla innych.
Szczególnie cieszy moje sumienie lekarskie coraz częstsze zjawianie się do badania całych rodzin. Gdy internista „złapie“ jednego osobnika gruźliczego, przysyła do kontroli całą rodzinę. Walka z gruźlicą weszła na właściwe tory. Ludzi niebezpiecznych dla otoczenia izoluje się, by nie zakażali innych a świeże przypadki od razu leczy.
Jest to kopalnia ciekawych spostrzeżeń. Dzieci jednej rodziny, żyjące w jednakowych warunkach i, zdawać by się musiało o jednakowych wartościach organizmów, a jednak prawie każde inaczej przechodzi zakażenie. Niektóre wprost lubują się w przekornym ukrywaniu ogniska, którego obecności nie chcą zdradzić objawami.
Z lękiem podchodzę do noworodków. Reagują one na zakażenie w sposób piorunujący. Nie zapomnę nigdy strasznego obrazu jamy obejmującej cały dolny płat lewy, a więc pół płuca u niemowlęcia paromiesięcznego.
Z wielką radością stwierdzam coraz częstsze przysyłanie do badania nianiek i bon. Nie do mnie należy udzielanie wiadomości matkom, dopytującym się czy można bezpiecznie zatrudniać przy dziecku daną osobę. Ale fakt, że matki poczynają rozumieć niebezpieczeństwo jest znamienny i pocieszający. Wzdycham jednak do czasu, gdy każdy człowiek będzie posiadał swoją hipoteczną książeczkę zdrowia, gdy praca nasza przestanie być noszeniem wody w koszyku, kiedy społeczeństwo zapewni we własnym interesie izolację wszystkich chorych niebezpiecznych dla otoczenia.
Czyż można marzyć o zwalczaniu gruźlicy za pomocą walki z nią jedynie wśród małej części ludności, która ma zapewniona pomoc lecznicza i materialną? Zakażenia są rozsiewane przede wszystkim przez te rzesze, które pozostawione są samym sobie.


Ustawa i paragraf.

Letni wieczór. Most.
Przy balustradzie samotna dziewczyna. Patrzy w odmęty wody. Nurt rzeki szemrze tajemniczo i lśni zimno, złowrogo. Rozbłysły latarnie.
Po moście kroczy on, zwykły żyjący śmiertelnik. Ma lat dwadzieścia osiem i zawód ślusarza fabrycznego. Zaintrygował go bezruch samotnej dziewczyny, a może po prostu tylko jej odwrotna strona medalu. Nawiązał rozmowę. Umie mówić. Poszli na bulwary. Umie przekonywać. Spędzili czas w mrocznym zakamarku wybrzeża.