Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.
Kamienne.

Prześlicznie położone jest Kamienne. Niedaleko nad Suchą. Trochę w prawo od stacji kolejowej. Potem wgłąb doliny Zasepnicy. A potem w górę i w górę. Na grzbiecie spływającym od szczytu Nagórki aż ku Stryszawie. Narciarski szlak.
Na Kamiennem króluje babka Kłapycina. Wszystkie porody odbiera. Stara to babka. Nie jedna rodząca przy niej umarła. Więc tyle wie: kiedy rączka wypadła, jest źle. Dziecko samo nie wyjdzie.
Więc przyjeżdża furman i mówi „dziecko rodzi się rączką“. Położenie poprzeczne na Kamiennem jest zaniedbanym poprzecznym. Bo babka próbuje najpierw ciągnąć za rączkę. Potem budzi męża rodzącej. Potem mąż się ubiera. Już dnieje, konie poszły orać. Kto teraz zechce dać koni i wóz po doktora. Może nikt. Może dopiero wieczór ktoś się zlituje.
Po kilku godzinach dostaje mąż konia. Targuje się z furmanem. Furman naprawia coś przy wozie. Jadą do Suchej. Szukają doktora, który w domu. Właśnie zeszywam jakąś ranę, nie mogę przerwać w połowie. Muszę jeszcze kilka osób załatwić, co najważniejsze. Ubezpieczeni tak prędko mnie nie wypuszczą. Muszę spakować narzędzia. Jedziemy.
Przed kilku laty odbyłam praktykę na oddziele Szkoły Położnych w Krakowie, pod kierownictwem Dr. Rutkowskiej. Był taki Oddział przy szpitalu św. Łazarza. Jedyny w Polsce oddział, gdzie lekarz mógł się zapoznać z położnictwem. Gdzieindziej nie ma dostępu. Uczy się dopiero, gdy przyjdzie na wieś. Na trupach własnej roboty.
Mimo to jadę do porodu jak na śmierć. Wiem czym jest poród na wsi.
Jedziemy. Jedziemy dwie godziny. Na Kamiennem kobieta krzyczy. Jest 10 godzin od wypadnięcia rączki. Doktora nie widać. Zeszły się wszystkie sąsiadki, siadają na brzuch i gniotą. Bóle coraz w krótszych odstępach, przechodzą wreszcie w jeden ciągły ból, oznaczający, że grozi pęknięcie macicy.
Zabrałam po drodze akuszerkę. Wyrzucam babkę demonstracyjnie za drzwi. Nie zagrzała nawet wody do narzędzi i do mycia rąk.
Rozpakowanie narzędzi, wkładanie ich do sterylizatora, wlewanie spirytusu zabiera czas. Gotowanie trwa przepisowo 20 minut. Przez ten czas musimy wszystko poukładać jak potrzeba. I babę i stołki pod nogi i przywiezione rzeczy, bo po 15-minutowym myciu rąk nie wolno ani lekarzowi, ani asystującej akuszerce niczego dotknąć oprócz narzędzi rodzącej.
Wyrzucone wszystkie kumoszki. Jedna polewa ręce przy myciu. Potem wychodzi też. Pomogła by ze szczerego serca. Zamiotłaby przy tym spódnicą po instrumentach lub pomacałaby jeszcze palcem czy jeszcze gorące.
Krajanie dziecka trwa długo. Otwór pod pachą, przecinanie grzbietu. Przecięcie kręgosłupa. Z minuty na minutę cienczeje mięsień macicy. Czy pęknie przed skończeniem zabiegu? Nie wiem.