Medycyna nie stoi dziś na lekarstwach.
Jest jednak faktem, że lekarze zapisują setki różnych środków. Mieszają je jak bigos. Zapisują, bo pacjent wierzy w lekarstwa. Bo niewiadomo czy jednak nie pomagają. Zapisują, bo jest taki zwyczaj. Zapisuje lekarz prywatny, żeby pacjent się cieszył. Przecie płaci. Zapisuje lekarz Ubezpieczalni, żeby mieć święty spokój. Niech nie mówią, że kasa lekarstw nie daje. Macie lekarstwa. Sam by ich za dopłatą nie zażywał.
Różne drogi prowadzą do Rzymu, mówi przysłowie. Można to sprawdzić na lekarstwach.
Stoją flaszki i słoiki na półkach, stoi też wśród nich digitalis, środek na serce. A o kilometr od apteki leży chory. Spuchnięte nogi, wątroba, woda w brzuchu. Serce źle działa. Nie pompuje krwi jak należy. Zostawia ciągle trochę surowicy w wątrobie, w nogach. Człowiek puchnie. Trzeba mu dać digitalis.
Wzywają rano jednego lekarza — bierze 6 zł. Przepisał digitalis w proszku. A po południu wołają drugiego. Nic innego wymyślić nie potrafi. Ale musi zarobić na 6 zł. Nie może powiedzieć: zostawcie tamto lekarstwo, wystarczy. Bo więcej by go nie wezwali. Powiedzieliby, że niepotrzebnie przyszedł. A tamten, który był pierwszy, innym razem będzie drugim u chorego. Przyjdzie po nim. I napewno wszystkie jego lekarstwa odstawi. Powie, że szkoda. Więc lekarz głęboko się zastanawia. Wszyscy widzą jak myśli. I przepisuje digitalis w płynie. Do picia łyżkami. Dostał 6 zł.
Jeżeli chory jest zamożny, to nie wystarczy. Zawezwie jeszcze kilku lekarzy. Dostanie digitalis w kroplach. Ładna zagraniczna flaszeczka specyfik. Nazywa się digalen. Albo digipuratum.
A czwarty lekarz przepisze digitalis w czopkach, piąty w zastrzykach. Weźmie tylko 4 zł. za wizytę, nie zdziera jak tamci. Będzie biegał codziennie do chorego robić zastrzyki. Przez tydzień lub 10 dni. Zarobi 40 zł. Ma zdrowe nogi. Wygrywa wyścig.
Zastrzyki u nas to rzecz śliska. Ludzie się boją. Zwłaszcza starzy ludzie. Za ich czasów tego nie bywało. Za śp. Franciszka Józefa, a było dobrze. Ludzie też żyli bez zastrzyków. Trzeba wiedzieć komu zastrzyki zaproponować. Jednych może tym lekarz na zawsze pozyskać, innych bezpowrotnie stracić. Lekarz musi być psychologiem. Inaczej umrze z głodu.
Z czopkami sprawa bardziej skomplikowana: człowiek ma przewód pokarmowy. A przewód pokarmowy ma dwa końce. Właściwie początek i koniec. Początkiem przewodu pokarmowego są usta, końcem kiszka stolcowa.
Przysłowie mówi, że do serca trafia się przez żołądek. Przedwojenne przysłowie dla przedwojennych panien. Przedwojenna anatomia, przedwojenna terapia. Dziś można digitalis zażywać zwyczajnie, można zakładać w czopku. Właśnie przez kiszkę stolcową.
Co do czopków panują w naszych stronach różne poglądy. Jedni nie używaliby czopków za nic w świecie. Wstydzą się. Uważają to za
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.