Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/677

Ta strona została przepisana.

wództwa. Należało by zapewnić jednak pewną samodzielność tej akcji, podobnie jak to ma miejsce z komunalnymi kasami oszczędności w miastach powiatowych i uzależnić je wyłącznie od czynników fachowych w pierwszym rzędzie lekarskich.
Jeśli stan dzisiejszy trwa mimo jego sprzeczności z życiem, to trwa przez samo trwanie, przez niezrozumienie jego ogromnych braków i niewłaściwości, przez brak inicjatywy u czynników administracyjnych niższych instancji i istnienie większych, ważniejszych zagadnień, absorbujących czynniki wyższe. Należy się tylko zetknąć z kilkoma tragicznymi faktami, zrozumieć i poznać ich tło, mieć serce i współczucie — a wówczas nie trudno już będzie moją „utopię“ zrozumieć i walczyć o jej realizację.


∗             ∗

Od czasów mojej pracy na Woli minęło 8 lat. Tak się złożyło, że jestem znów w Warszawie i objąłem stanowisko lekarza domowego na jednym z przedmieść, zamieszkałych, jak na Woli, przez ludność robotniczą. Pracuję już kilka miesięcy. Przyglądam się nowym warunkom pracy, porównuję je z tamtymi, na Woli, zastanawiam się, obserwuję i uśmiecham. Zmieniło się bardzo dużo, wszystko na lepsze, wszędzie widać postęp. Nie zmienili się tylko ludzie — ubezpieczeni. Sg tacy sami, jak na Woli czy Śniadeckich, jak dawniej.
Przypominam sobie, że w roku 1928 zastępowałem na Solcu lekarza ambulatoryjnego w czasie jego urlopu — miałem wyznaczoną ilość „numerków“, których w ciągu 2 godzin musiałem „załatwić“ 25. Musiałem wtedy pędzić, śpieszyć się, notować byle co na kartkach choroby, zadawać pacjentowi pytania, zamykając mu w jego ustach skargi la człowiek tak lubi się przecież wygadać), chwytać objawy ważniejsze, stawiać wlot diagnozę, bo wisiała na demną groźba, że nie zdążę kilku osób zbadać, wzbudzając niezadowolenie „numerków“ i jeszcze większe — naczelnego lekarza. Cóż to był za nieprawdopodobny pośpiech! Z korytarza-poczekalni, na którym stały 4 rzędy ławek, przenikał przez drzwi szum rozmów, krzyków, kłótni i wymysłów.
Teraz siedzę sobie w ciszy własnego gabinetu, szum nie przeszkadza mi, mój czas zależy ode mnie, nie przejmuję się, że oczekujący na swoją kolejkę w poczekalni mogą być i bywają czasem niezadowoleni, że jakiemuś poważniej choremu poświęcam więcej czasu. Jestem lekarzem Ubezpieczalni, ale nie przestaję być lekarzem, mogę poświęcać choremu, temu na prawdę choremu tyle czasu, ile jego cierpienie wymaga, mogę wysłuchać wszystkich jego skarg, mogę dokładnie zebrać wywiady i dokładnie go zbadać i wreszcie — mogę spokojnie myśleć. Tak, pod tym względem jestem z warunków mojej pracy zupełnie zadowolony.
Pisanina. Tej właściwie nie ma za dużo. Prowadzenie karty choroby ułatwia mi dalszą opiekę lekarską nad chorym. Te lub inne szczegóły kart