klasyczny wypadek: Starołękę pod Poznaniem. Jest to przedmieście, położone o 7 km od centrum miasta, wokoło stoją fabryki Cegielskiego, Romana Maya, dwie fabryki mydła, wielka wytwórnia chemiczna „Blask“, fabryka Regiera i dwie fabryki nawozów sztucznych. Ponadto cały szereg innych mniejszych fabryczek i wytwórni. W okolicy ani jednego lekarza, choć było 3000 ubezpieczonych w Starołęce i wioskach okolicznych.
Komunikacja z Poznaniem była w r. 1925 niezbyt wygodna, jechało się koleją lub furmanką 7 km, ewentualnie trzeba było iść pieszo 3 km do tramwaju przez most kolejowy i wąskie dróżki uroczego parku nad Wartą, tak zw. Dębiną.
Pojechałam więc obejrzeć Starołękę. Miejscowość wydała mi się wprost urocza, położona nad Wartą, która w tym miejscu jest bardzo malownicza. Most kolejowy, przerzucony przez rzekę, ozdobiony wieżyczkami a la dawna forteca, oraz młyn parowy i śpichrze nad rzeką, wielkie murowane 4-ro piętrowe również z wieżyczkami, nadawały Starołęce jakiegoś specyficznego uroku. Szczególnie piękny był młyn, który pracował przez całą dobę bez przerwy. Oświetlenie elektryczne odbijało się nocą tajemniczo w płynącej wartkim nurtem rzece, a miarowy oddech jego maszyn budził echa w leżących na przeciwległym brzegu lasach i gajach dębiny. Tym teatralnym wprost dekoracjom przyrody, w dużym stopniu zawdzięczam to, iż zdecydowałam się osiedlić w Starołęce.
Brak komunikacji z miastem dawał się bardzo we znaki miejscowej ludności. Co prawda, nie była ona pozbawiona pomocy lekarskiej, bowiem dr X, który miał swoją własną praktykę w Poznaniu, dojeżdżał do Starołęki dwa razy w tygodniu, ordynując w pokoiku odnajmowanym na 2 godziny. Ubezpieczeni chorzy ustawiali się w kolejkę na schodach i czekali na pana doktora, który odrobiwszy praktykę w Poznaniu, gdzie był jednocześnie lekarzem wojskowym, przychodził wieczorem po 6-ej i załatwiał oczekujących nań pacjentów. Kasa Chorych była bardzo z tego stanu rzeczy niezadowolona, ludność również. W nagłym wypadku zachorowania nie było absolutnie w okolicy żadnego lekarza, który mógłby udzielić pomocy. Pogotowia Ratunkowego w tym okresie w Poznaniu nie było. Tylko 5 — 6 pociągów kursowało między Poznaniem a Starołęką — więc ani lekarz nie mógł dojechać z Poznania i wrócić w krótkim czasie, ani chory nie mógł jechać do lekarza, nie tracąc przynajmniej 5 godzin czasu wskutek nieodpowiedniego rozkładu kolejowego. Dojazd taksówką kosztował w jedną stronę 6 zł.
Pomoc lekarska do 1925 r. przedstawiała się więc w Starołęce w ten sposób: dr X dojeżdżający dwa, trzy razy w tygodniu na dwie godziny wieczorem. A student-absolwent Uniwersytetu w Odesie, porucznik sanitarny, który miał mieszkanie służbowe w Starołęce, załatwiał praktykę prywatną, której dr X nie zdążył załatwić w czasie swej wyprawy do Starołęki.
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/68
Ta strona została skorygowana.