mi, którzy poza Ubezpieczalnią, na pewno nie traktowaliby swoich dolegliwości na tyle poważnie, żeby zasięgać porady lekarza, lub przeprowadzać kurację. Najmniejsze otarcia naskórka ręki sprowadzają ich do gabinetu lekarza, przychodzą co drugi dzień z katarem, z przejściowym bólem głowy, zaznaczając zresztą na wstępie, że poza tym czują się zupełnie zdrowo, a tylko raz na miesiąc „poboli“ ich głowa. Należą tu dalej wszelkiego rodzaju chronicy — zdrowi i pracujący ciężko. Lekkiego stopnia neurosis cordis (po sprzeczce) jest przyczyną do zgłaszania się co kilka dni, obstipacje, „odbijania“ ciche i głośne, „bóle wędrujące“ stanowią powód do wytrwałego nie tyle leczenia się, ile przesiadywania w poczekalniach. Ci „chorzy“ ze specjalnym upodobaniem i przesadą opowiadają o dolegliwościach. Skargi te są nieraz kapitalne w swej naiwności. Sądzę, że gdyby lekarze zadali sobie trud i notowali bardziej charakterystyczne „powiedzonka“ powstałyby prawdziwe skarbnice humoru Wiecha. Zauważyłem, że posługiwanie się określeniem „straszny“ jest do pewnego stopnia obowiązujące. Co drugi pacjent na pytanie, co mu dolega, z reguły twierdzi, że go „strasznie“ boli głowa, brzuch lub inna jakaś część ciała. Oczywiście badaniem tego nie możemy potwierdzić. Pani G. np. oświadcza, że „wyrywa mnie po głowie, mam mdłości i zawroty głowy, chodzący ból pod sercem a po kapuście duży brzuch“. Po parotygodniowej obserwacji stwierdzam przewlekłą sprawę przydatków — absolutnie żadnych innych zmian. Pani S. Sz. skarży się, że „mam dreszcze i lód na plecach i straszne bicie w dołku“; dokładne badanie wykazuje 10 — 15 leukocytów w p. w., poza tym organizm jej nie wykazuje najmniejszych zmian. Pani J. S. „robi się od Famela sztywna i nic nie może jeść, miała gorączkę wewnętrzną, z wierzchu nie miała, bo nawet mierzyła“, takie dolegliwości występowały u niej przy tracheitis. Pani Z. R. w przebiegu lekkiej grypy „nic w oczach nie widzi i czuje twarz jak marmur“. Określenia te czerpię z kart choroby.
Ból głowy jest zawsze „straszny“, innego się nie spotyka. Czasem dodaje się jeszcze określenie „wysadza mi pulsa“. Do tego wtrąca się nieodzowne jakieś zdanie o „sztywności“. A więc albo „robię się sztywna“, albo „dziś w nocy zupełnie zesztywniałem“ albo „sztywnieją mi ręce“. Objaw ten występuje u moich pacjentów przy najrozmaitszych cierpieniach, przeważnie towarzyszy doskonałemu wyglądowi, brakowi jakichkolwiek objawów ze strony systemu nerwowego, pacjentka jest z udzielonej porady zadowolona, wychodzi krokiem elastycznym, uśmiechnięta i powracając po tygodniu opowiada w podobny sposób o swoich sztywnościach. Znam ten rodzaj pacjentek, nie ma tu mowy o nerwicach, nie — to rozmowy w poczekalni, zasłyszane i zapamiętane skargi, powtarzane z ust do ust znajdują ujście w gabinecie lekarza.
Oczywiście pacjentkom tego rodzaju nic nie pomaga, są zawsze chore, mają cały arsenał skarg, z najmniejszą dolegliwością czy obawą
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/681
Ta strona została przepisana.