Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/96

Ta strona została przepisana.

— Ja nie chcę umierać, ja chcę żyć. Czy nie ma lekarstwa na moją chorobę? — krzyczał z rozpaczą skazany na powolną śmierć.
Okazało się, że po powrocie z sanatorium, gdzie chory nie chciał już dłużej przebywać, leczył go cały zespół lekarski Starołęki. „Doktór wojskowy“ zdążył nawet zapisać choremu Famela oryginalnego, nie takiego, jak w Kasie Chorych, bowiem w Kasie Chorych „to jedno oszukaństwo“.
Po tej zbawiennej wizycie zawezwano „mądrą“. Babina kadziła i czarowała, spluwała na cztery strony świata i wymawiała różne zaklęcia. Zaaplikowała nawet choremu rosół z czarnego koguta, zabitego o północy, ale i to nie pomogło, więc pacjent ostatecznie wrócił do mnie.
Nieszczęśliwy miał pełną świadomość uciekającego życia i zbliżającej się śmierci. Takiemu to najgorzej. Zastosowałam narkotyki, chory zaczął sypiać, ale jeść nadal nie mógł. Gruźlica kiszek szybko rujnowała organizm. Przez 10 dni kolejno odwiedzałam chorego, po to, by przyszedłszy po raz jedenasty podpisać świadectwo zgonu. Patrzyłam uważnie na starą kobietę, matkę zmarłego.
— Które pani dziecko z kolei już chowa? — zapytałam.
Okazało się, że mąż i czworo dzieci, w wieku od 18 do 24-ch lat, zmarli na gruźlicę w okresie ostatnich 6-ciu lat. Tylko kobieta nie chciała się przed tym przyznać do śmierci poprzednich dwojga.
— Ten domek powinno się zburzyć. Pani powinna stąd wyjechać — powiedziałam do kobiety. — Czy pani ma jeszcze dużo dzieci?
— Jedną córkę w Krzesinach.
— Nazwisko?
— Sobczakowa się nazywa. Zamężna.
Aż mnie poderwało. Przedwczoraj byłam właśnie w Krzesinach i odwiedzałam chorą Sobczakową, u której stwierdziłam gruźlicę.
— A pani jak się sama czuje, czy pani zdrowa?
Kobieta machnęła ręką. Ona jedna, jedyna, matka chorych dzieci, zmarłych na gruźlicę, była zdrowa, jak ryba.
Po pogrzebie ostatniego dziecka dom opustoszał. Cóż bowiem mogła tam robić wiejska kobieta, która całe życie przebywała w otoczeniu licznej rodziny i została sama jedna w chacie? O czym myślała, gdy okrutna, bezlitosna choroba wymiotła wszystkich?
Miałam ochotę wywiesić czarną chorągiew nad tym domostwem.


∗             ∗

Pracował w Wielkopolskiej Wytwórni Chemicznej przy wyrobie mydła. Domek, w którym mieszkał, stał w pobliżu fabryki nad brzegiem Warty. Był murowany i czysty. Gdy mnie wezwano po raz pierwszy do chorego, stwierdziłam grypę. Kiedy po dwóch dniach zawezwano mnie po raz drugi, napisałam na diagnozie: „Obserwacja płuc“. Za trzecim razem cho-