Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/98

Ta strona została przepisana.

Osiedliwszy się w Starołęce, złożyłam wizyty wszystkim miejscowym wielkościom. Pan X był jednym z pierwszych. Długo czekałam na jego rewizytę. A był on Poznańczykiem z krwi i kości i nie lubił „przyjezdnych“.
Pewnej nocy zbudzono mnie o godzinie 3-ej.
— Siostra pana X dostała krwotoku.
Pani ta była urzędniczkę na poczcie, więc należała do Kasy Chorych. Pobiegłam szybko. W domu pana X przerażenie. Młoda, przystojna panienka i krwotok płucny. W rodzinie podobno nikt nie chorował na gruźlicę.
Różne zabiegi, uspakajanie chorej dały na razie pożądany wynik. Krwioplucie ustąpiło. Ale należało leczyć dalej. Wiele trzeba było jednak zastrzyków dożylnych z wapna, wiele lekarstw musiała spożyć chora, zanim czuła się na siłach pojechać do sanatorium na dalszą kurację. Wszystko jednak zakończyło się dobrze. Po powrocie z sanatorium pacjentka była okazem zdrowia. Jeździła znów codziennie do swego biura koleją, a ja miałam radosną okazję podziwiać chorą, której cierpienie zapowiadało się tak groźnie, a która wróciła do pracy jako okaz zdrowia.
Myślałam sobie wówczas: — Może wreszcie nieufni Starołęcianie nabiorą więcej zaufania do mnie, jako do lekarza, skoro tak wysoko postawioną w hierarchii starołęckiej osobistość zdołałam tak skutecznie wyleczyć.


Praca w cegielni i w fabryce nawozów sztucznych.

Wokoło Starołęki ciągnęły się cegielnie, których było tu, jak prawie w każdej miejscowości, położonej w pobliżu wielkiego miasta, dosyć dużo.
Noszenie lub wożenie gliny oraz wyrabianie i wypalanie cegieł jest pracą zarówno ciężką, jak i szkodliwą dla zdrowia, a przy tym wszystkim źle płatną.
Czemu tak było, że robotnik cegielni był gorzej opłacany niż robotnik innych fabryk — tego nie wiem. Wobec niższych, niż gdziekolwiek zarobków do pracy w cegielniach zgłaszały się przeważnie kobiety. Oczywiście, że wkrótce każda z nich stawała się moją pacjentką. Wyczerpanie i osłabienie mięśnia sercowego, połączone z poszerzeniem lewej komory serca i obrzękami nóg, było zjawiskiem bardzo częstym. Ale jeszcze częstszą była gruźlica płuc. Porządek rzeczy zwykle bywał taki: chorą robotnicę kierowałam do sanatorium, tam wszystkie poprawiały się znacznie, lecz wróciwszy do swych zajęć w cegielni, gdyż lepszego zajęcia widać nie mogła żadna z nich znaleźć, proces się ponawiał. Ponieważ jednak były to kobiety przeważnie dojrzałe, więc objawy gruźlicy nie występowały u nich w sposób tak gwałtowny, jak u młodzieży robotniczej. Przeważnie po starannej kuracji wracały do zdrowia.