Strona:Pamiętniki o Joannie d’Arc.djvu/15

Ta strona została przepisana.

łen dla nas powabu, tyle wieści krążyło o jego wnętrzu, a dawniej, w zamierzchłej przeszłości, zamieszkiwały go podobno smoki ziejące ogień przez nozdrza. Podobno i za naszych czasów był taki smok, ale ja temu nie wierzę, gdyż nigdy go nie widziałem, ale Piotr Mozel, przysięgał się, że poznał obecność smoka, po odrażającym zapachu siarki, jaki się w tem miejscu rozchodził.
Za dawnych czasów, setki rycerzy zbiegłoby się, by zabić smoka i otrzymać za to nagrodę, ale za moich czasów ze smokami nie walczono, radzili z niemi księża. Nasz ksiądz Wilhelm Fronte, urządził procesję ze świecami, z chorągwiami naokoło lasu, egzorcyzmował smoka i od tego czasu przestano o nim mówić, chociaż zapach siarki nie znikł w zupełności.
Na pięknej polance, umajonej szmaragdową trawą i kwiatami, stało olbrzymie, wspaniałe drzewo. Do tego drzewa, już od pięciuset lat, zbiegały się wszystkie dzieci i godzinami tańczyły wokoło, śpiewając wesołe piosenki. Plotły wieńce z kwiatów i zawieszały na gałęziach, by pozyskać łaski wróżek, które w tem drzewie zamieszkiwać miały.
Rozmaite legendy wiązały się z tem drzewem, najstarsi ludzie wierzyli, że komu się ono przyśni to ten — umrzeć musi. Grzesznik