Strona:Pan Sędzic, 1839.pdf/40

Ta strona została przepisana.
— 41 —

stąpić mego męża i iść za niego do dworu po chleb i po plagi; ale i to nam jest zabroniono. Trzeba ażeby jednéj niedzieli szedł on, a drugiéj ja.» Tu łkania przerwały jéj mowę.
Trzecia: «Wyście jeszcze szczęśliwsze od nas, bo przynajmniéj nikt u was nie choruje. Ale w naszéj chacie, wiecie że to czysty lazaret. Naszych troje dzieci, parobek, dziewka i pastuch, to wszystko jest chore od czterech miesięcy. Nie mając kogo posłać na pańszczyznę, musimy iść sami, i to jak wiecie co dzień, oprócz niedzieli. Ja powróciwszy wieczorem, muszę palić w piecu, ugotować barszczu na jutro, opatrzyć chorych. Mój biedny mąż mnie pomaga. To nam zajmuje aż do drugich kurów[1]. I tak, od czterech miesięcy, nie mamy spoczynku, bo wstawać musimy przededniem. Nasze pole stoi odłogiem, jarzyny nawet nie posialiśmy; a ci biedni chorzy dawnoby już poumierali, gdyby nie ta dobra panienka Wincesia, która pół dnia trawi w naszéj chacie dla ich opatrywania, i im przynosi pokryjomu, dobrego chleba, kawałek mięsa, i jakieś lekarstwa. O jaka to dobra ta panienka! daj Boże jéj szczęścia, i wszystkiego czego sama życzy. W przeszłą sobotę, kiedyśmy po całotygodniowéj pracy i po niespaniu nocy całej, bo na-

    czaj jest dawać po kilka plag przychodzącym do dworu po chléb. To należy do dobrej ekonomiki.

  1. Chłop litewski, który nie ma wyobrażenia o zegarku i o godzinach, liczy czas we dnie na poranek, południe, podwieczorek, a noc od piania kurów.