Strona:Pan Sędzic, 1839.pdf/65

Ta strona została przepisana.
— 66 —

mógłby uniknąć tego co czyni; nie chcę go oskarżać, ale to mi rozdziera duszę. Trzy niewinnne istoty jęczą w kajdanach na folwarku, i wzywają méj pomocy, któréj im dać nie jestem w stanie. Jedna z nich musi stać się ofiarą i pędzić życie w oddaleniu od wszystkiego co nam jest miłém; są to trzéj włościanie z których jednego oddadzą w rekruty.»
Ton z jakim ona wywómiła te wyrazy, poruszył do żywego pana Sędzica. W moment przyszedł mu do głowy zbawienny projekt. Oddalił się na folwark, gdzie znalazł dwóch braci S. dających dyspozycye do strzeżenia więźniów.
«Słuchaj sąsiedzie, rzekł do starszego, odprowadzając go na stronę. Jeden z moich gospodarzy potrzebuje parobka; zdaje mi się ze wszystko wam jedno będzie wziąść pieniądze odemnie, lub od przyłączonych do mego kantonu. Odstąp mnie jednego z tych trzech włościan których tu masz okutych. Ja ci daję za niego tysiąc rubli assygnacyjnych.»
«To się może zrobić, rzekł starszy S., ale kwitacya będzie coś mi jeszcze kosztowała, ale przemiana skazki także. Pan Sędzic dasz mnie 1200 rubli i wybierzesz sobie najmłodszego i najtłustszego.»
«Zgoda, jeden tylko warunek ażebyś nie brał kantonu.»
«Zgadzam się i na to, ale to tylko w tym na-