Strona:Pan Sędzic, 1839.pdf/78

Ta strona została przepisana.
— 79 —

«Nie żartujesz?» pytał Sędzic.
«Wiadomość jest autentyczna. Od dwóch dni, mnóstwo karet i koczów przechodziło przez nasze powiatowe miasto, gdzie jak wiesz mieszkałem. Były to pojazdy jenerałów i oficerów rosyjskich uciekających z Warszawy do Petersburga. Od tych niczego się dowiedzieć nie można było, bo z nikim nie mówili. Lecz dzisiaj, pisarz prowentowy poczciwy chłopak, spoił jednego feldjegra, i dowiedział się całéj prawdy. Wielki książe Konstanty, opuścił Warszawę z wojskiem rosyjskiém, i to od niego ten feldjegier był wysłany do Petersburga. Wojsko polskie ściąga z prowincyj na pomoc rewolucyonistom. Szkoła Podchorążych zaczęła rewolucyą, i przy pomocy mieszkańców, jednéj nocy wygnała wszystkich moskali z Warszawy. Cieszmy się bracia, nadzieja odżywa!»
«Ledwo to wymówił, kiedy wszyscy obecni męszczyźni, kobiety i dzieci, znajomi i nieznajomi, byli u szyi Żmudzina, przyciskając go do serca; tak jest miłym przynoszący wiadomość pożądaną.
«Cieszy mnie mocno, rzekł Żmudzin z cicha Sędzicowi, że nasza szlachta jest choć patryotyczną.»
Waza nowa ponczu stanęła na stole i wypróżnioną była we dwie minuty.
«Do mazura, do mazura,» krzyczało wszystko.
Wincenta siadając do fortepianu, «mam jeden mazur ułożony przez tego, który nam dziś przynosi tak słodką wiadomość; miał się on nazywać żmudzkim, ja go chrzczę mazurem nadziei i grać go wam będę.»