Strona:Pan Sędzic, 1839.pdf/82

Ta strona została przepisana.
— 83 —

mnie o tém co się dziać u was będzie. Ja, z mojéj strony, nie zaniedbam uwiadamiać cię o wszystkiém. Spodziewam się że się nie dasz nikomu uprzedzić w patryotyzmie. Bądź zdrów.»
Pan Sędzic westchnął. Obraz Wincenty stanął mu na myśli. Straszna walka miłości z powinnością patryoty, toczyła się w jego duszy. «Jutro, rzekł w sobie, miałem być najszczęśliwszym z ludzi, ale ojczyzna mnie wzywa... O ojczyzno! o kochanko! bóstwa mego serca! dla czego się znajdujecie w sprzeczności w tym momencie?» Smutek dolegliwy opanował jego duszę.
Kazał podać konia: «Tak, myślał sobie, niech ona mną zarządzi; ja jéj tylko chcę być posłusznym.»
Zbliżając się ku domowi PP. S., pan Sędzic ujrzał swoję Wincentą siedzącą w gaiku brzozowym, świadku tylu ich niewinnych pieszczot, zanurzoną w myślach, z których obecność jego nie była w stanie wyrwać. Przywiązał konia do drzewa i usiadł koło niéj nie mówiąc ani słowa. Spojrzeli na siebie i zachowali milczenie czas długi, bo ich dusze rozumiały się.
«Drogi Józefie, rzekła nareszcie Wincenta z wyraźném przymuszeniem się, ty byłeś Polakiem wprzód nimeś został moim narzeczonym. Ty należysz cały do ojczyzny: ona cię wzywa w tym momencie. Słuchając jej głosu, zrobisz twoję powinność... Połączymy się gdy ojczyzna wolną będzie.»