taniej. Nie wiedziałem, czy dobry Ojciec czyta czy mówi sam z siebie; ale wybawił mnie z kłopotu, mówiąc: To są pierwsze słowa pięknej książki O. Barry[1], z naszego Towarzystwa, nigdy bowiem nie mówię nic sam z siebie.
— Cóż to za książka, mój Ojcze? rzekłem.
— Oto jej tytuł, odparł: Raj otwarty dla Filagii zapomocą stu dewocyj do Matki Boskiej, łatwych do wykonania[2].
— Jakto, Ojcze, każda z tych łatwych dewocyj wystarczy aby otworzyć niebo?
— Tak, odparł; czytaj jeno dalej: Każda z dewocyj do Matki Boskiej pomieszczonych w tej książce jest kluczem do nieba, który otworzy wam raj na oścież, byleście je wykonywali; i dlatego powiada w zakończeniu, iż wystarczy mu, jeśli ktoś wykonuje bodaj jedną.
— Naucz mnie tedy której z łatwiejszych, Ojcze.
— Wszystkie są łatwe, odparł; naprzykład: pokłonić się Najświętszej Pannie spotkawszy jej obraz; odmówić różańczyk dziesięciu rozkoszy Najśw. Panny; wymawiać często imię Maryi; dać zlecenie aniołom aby się jej pokłoniły