janseniści i znaczna część ogółu. Mała Małgorzata Périer, rodzona siostrzenica Pascala, cierpiąca zdawna na ropienie woreczka łzowego, dostąpiła nagłego uleczenia, przez dotknięcie ciernia z korony Zbawiciela, przechowywanego w klasztorze. Rozgłos tego cudu, stwierdzonego przez lekarzy zbliżonych do Port-Royal, spowodował zwrot na korzyść jansenistów; nie było już mowy o rozpędzeniu klasztoru, pozwolono samotnikom wrócić do swej samotni. Można sobie wyobrazić, czem był ten cud dla Pascala: musiał go uważać za bezpośrednią wskazówkę Nieba, że droga którą kroczy jest dobra. Jakoż, nie ustaje w walce wydanej wszechpotężnemu zakonowi; w krótkich odstępach czasu pojawia się jeden list po drugim: wciąż tą samą metodą, z niesłabnącą werwą i pomysłowością w ożywianiu kwestji, wyciąga Pascal z ust dobrego ojca coraz to nowe rewelacye: tyczące postów, pojedynków, symonji, kradzieży, zabójstwa, porubstwa, lichwy, bankructwa, przekupstwa, potwarzy. Wreszcie, dochodzi do punktu, który przepełnia w nim miarę oburzenia, t. j. do sakramentu spowiedzi i komunji, do skruchy i miłości Boga. Tu Pascal kładzie koniec misternej komedyjce; tu już żart, ironja, byłyby za słabym wyrazem: „Zaiste, ojcze, przerywa, tu już kończy się wszelka cierpliwość: poprostu zgroza bierze tego słuchać...“ Jakoż, odtąd, od jedenastego do szesnastego listu, Pascal będzie przemawiał wprost: subtelny ironista zagrzmi głosem płomiennego kaznodziei.
List jedenasty zwrócony jest już nie do „przyjaciela z prowincji“, ale wprost do „Wielebnych OO. Jezuitów“.
Strona:Pascal - Prowincjałki.djvu/23
Ta strona została przepisana.