pojmowałem wszystko, ale ten termin pogrążył mnie w ciemnościach, i sądzę iż wynaleziono go jedynie poto, aby rzecz zamącić. Poprosiłem tedy o wytłómaczenie, ale doktor zrobił tajemniczą minę, i wysłał mnie, bez innych wyjaśnień, do jansenistów, abym spytał czy uznają tę najbliższą możność. Utrwaliłem sobie ten wyraz w pamięci, inteligencya moja bowiem nie obejmowała go zgoła. Z obawy tedy abym nie zapomniał, pospieszyłem czemprędzej do swego jansenisty, i, po wstępnych grzecznościach, rzekłem natychmiast:
— Powiedz mi, proszę, czy uznajesz najbliższą możność?
Zaczął się śmiać i rzekł spokojnie:
— Powiedz mi wprzód, w jakim sensie to rozumiesz, a wówczas powiem co o tem myślę.
Ponieważ wiedza moja nie sięgała tak daleko, nie umiałem mu dać odpowiedzi; nie chcąc wszelako aby bytność moja miała pójść na marne, rzekłem na ślepo:
— Rozumiem to w sensie molinistów.
Na co, wciąż spokojnie, odparł: — Do jakich-to molinistów mnie odsyłasz?
Powołałem się na wszystkich razem, jako tworzących jedno ciało i ożywionych jednym duchem.
Na to rzekł: — Bardzo licho to rozumiesz. Nie tylko nie mają w tem jednakich poglądów[1], ale zgoła wręcz sprzeczne; ale, będąc wszyscy zgodni w zamiarze zgubienia
- ↑ Mowa tu o tomistach, którzy trzymali z jezuitami jedynie przeciw jansenistom.