innego Ojca. Uprosiłem go aby mi towarzyszył, i zapytałem o jednego z owych Nowych Tomistów. Ucieszył się, że widzi mnie znowu.
— I cóż, Ojcze, rzekłem, czy nie dość że wszyscy ludzie mają najbliższą możność, która wszelako do niczego im w istocie nie służy; trzeba im jeszcze mieć wystarczającą łaskę, która tak samo na nic się im nie zda: wszak takie jest mniemanie waszej szkoły?
— Tak, odparł dobry Ojciec; sam to głosiłem dziś rano w Sorbonie. Mówiłem o tem całe moje pół godziny, i, gdyby nie piasek[1], zmieniłbym owo nieszczęsne przysłowie, które obiega już po Paryżu: Kiwa głową jak mnich w Sorbonie.
— Cóż to, mój Ojcze, za pół godziny i co za piasek? Czy przykrawają wasze poglądy do pewnej miary?
— Tak, odparł; od kilku dni.
— I każą wam mówić pół godziny?
— Nie: można krócej.
— Ale dłużej nie? rzekłem. O, cóż to za dobra ustawa dla nieuków! Cóż za świetna wymówka dla tych co nie mają nic mądrego do powiedzenia! Ale powiedz mi wreszcie, Ojcze, czy ta łaska dana wszystkim ludziom jest wystarczająca?
— Tak, rzekł.
— A mimo to, nie ma żadnego skutku bez łaski skutecznej?
- ↑ Klepsydra.