czające do odbycia tej podróży. Mimo to, ranny, czując swą niemoc, pyta go na jakiej podstawie tak mniema.
— Dlatego, powiada ów, iż pan masz jeszcze nogi; otóż nogi są narządem z natury rzeczy wystarczającym do chodzenia.
— Ale, spytał chory, czy mam siły potrzebne aby się niemi posłużyć? zdaje mi się bowiem, że na nic mi się nie zdadzą przy mojem osłabieniu...
— Oczywiście, nie, rzecze lekarz, i nie będziesz w istocie mógł iść, o ile Bóg nie ześle ci z niebios pomocy aby cię podtrzymać i prowadzić.
— Jakto! rzekł chory, nie posiadam tedy w sobie samym sił wystarczających do chodzenia?
— Ani trochę, odparł.
— Zatem, rzekł chory, różnisz się, w ocenie mego prawdziwego stanu, od zdania kolegi?
— W istocie, odparł.
Jak myślicie, co powiedział chory? Oburzył się na to dziwne postępowanie, i na dwuznaczny sposób mówienia trzeciego lekarza. Zganił mu, iż się stowarzyszył z drugim, z którym był sprzecznego zdania i z którym łączyła go jeno pozorna zgodność, oraz że wygnał pierwszego, z którym był zgodny w istocie. I, sprobowawszy swoich sił i poznawszy z doświadczenia swą prawdziwą niemoc, odprawił ich obu: poczem, przywoławszy z powrotem piewszego, oddał mu się w ręce; idąc za jego radą, poprosił Boga o siły, wyznając że ich nie posiada; uzyskał miłosierdzie i, dzięki tej pomocy, dotarł szczęśliwie do domu.
Strona:Pascal - Prowincjałki.djvu/64
Ta strona została przepisana.