Strona:Patryotyzm i kosmopolityzm.djvu/038

Ta strona została przepisana.

jego, pracą znużone; że błękity, wiszące nad głową jego, i zieleń, rozciągająca się pod stopami, dały spoczynek jego oczom; że biała ścieżka, zapadająca w cieniste głębie leśne, przesunęła mu przed wyobraźnią ponętny obraz ciszy i ukojenia. Dla wszystkich dobroczynnych tych sił przyrody uczuwa on mimowiedną i mimowolną wdzięczność, — z niéj wytryska zdrój czułości, i nie wiedząc jak i dla czego człowiek ten prosty, nierozumujący, nie sięgający myślą, ni żądzą za najbliższy skłon widnokręgu, kocha powietrze, barwy, widoki, którymi odżywia się fizyczne i moralne jego jestestwo, kocha zatém ojczystą swą ziemię.
Nie innym jest rodowód uczuć, które kierują wysoce ukształconym moralnie i umysłowo podróżnikiem, gdy po długiej nieobecności, po pełnej tęsknot tułaczce, stawiąc pierwszy krok na granice kraju swego, zgina on kolano i usta swe uroczystym a kornym pocałunkiem, spaja z rodzinną swą ziemią. W sposób ten wita on macierz, która dała mu życie, kolebkę, która wykołysała dzieciństwo jego i młodzieńcze lata, zdrój pierwszy, z którego ciało jego napiło się roskoszy życia, a umysł zaczerpnął wiedzę o sobie i świecie.
Uznojony pracownik ów i stęskniony podróżnik, bezwiednie czy samowiednie napawając się powietrzem, barwami, dzwiękami i widokami ojczystej ziemi, czuć muszą przecież cóś więcej jeszcze, jak wdzięczność i zrodzoną z niéj czułość, czuć oni jeszcze muszą w sobie potężne drgania téj nici, która człowieka wiąże z przeszłością jego, a nosi nazwę — wspomnienia. Zdawać się może, iż pomiędzy człowiekiem, a otaczają-