znajomość zawiązać, zapytać by musiał: „mamże honor mówić z paném, czy też z bratém pana?“ (Aug. Wilkoński, „Ramotki“). A zagadnięty w sposób ten, człowiek nowej ludzkości byłby z odpowiedzią zakłopotanym nieco, albowiem sam nie posiadałby podstaw pewnych do twierdzenia: czy sobą jest, czy też bratém swoim.
Odcień ten kosmopolityzmu przypomina niezmiernie błogie marzenia pewnego izraelskiego quasi-uczonego, który wielką zagadkę bytu w następujący rozważał sobie sposób: „Gdyby, — mawiał on, — ze wszystkich ludzi, którzy są na świecie, zrobił się jeden człowiek, a wszystkie wody zlały sie w jedną wodę, a wszystkie drzewa połączyły się w jedno drzewo i ze wszystkich siekier stała się jedna siekiera, i gdyby, następnie, ten wielki człowiek ściął tą wielką siekierą te wielkie drzewo i spuścił ją na tę wielką wodę, cóżby to był za ogromny plusk!“ Otóż, — gdyby ze wszystkich tych narodów zrobił się jeden naród, a wszystkie dźwięki te zlały się w jeden dźwięk i ze wszystkich zdolności tych stała się jedna zdolność i wszystkie sposoby te czucia, myślenia i działania złączyły się w jeden sposób, cóżby to była za ogromna nuda!
Niektórzy przecież twierdzą, że ujednostajniona w sposób podobny ludzkość bawiłaby się wybornie. Któś, należący do tego odcienia kosmopolityzmu, prorokował: aby na północy i południu wystawioną została taka ilość wspaniałych pałaców, ażeby w nich mieszkańcy kuli ziemskiej pomieścić się mogli, ilekroćby chłodów
Strona:Patryotyzm i kosmopolityzm.djvu/086
Ta strona została przepisana.