szności, rodzących nieszczęścia, króluje — absurd. Egoizm! Niech, kto może, wyrzuci go z natury ludzkiej, a ujrzy przed sobą, zamiast ludzkiego rodu, poczet istot jakichś, całkiem innych a nowych, których przyrodzenia, ani stosunków, ani sposobów organizowania się, ani przeznaczeń, w przybliżeniu najmniejszem określić, lub pojąć choćby, nie jesteśmy w stanie. Lecz, nikt uczynić tego nié zdoła, a każdy, kto o tém marzy, zawiesza się w próżni. Iść nam nie powinno o niemożliwe rdzenne przetwarzanie natury ludzkiej, lecz tylko o stopniowe modyfikowanie jéj i ulepszanie; o modyfikowanie i ulepszanie, które nie polega wcale na całkowitem wytrąceniu z natury ludzkiej pierwiastku egoizmu, lecz na unicestwianiu, o ile to jest możliwém, najostrzejszego i najzgubniejszego spotęgowania jego, jakiem jest nienawiść i zaprowadzeniu pomiędzy oczyszczonym z nienawiści egoizmem a współczuciem ustosunkowania takiego, któreby pierwiastki oba w przynależnym im zamknęło granicach. W procesie takiego właśnie modyfikowania i ulepszania natury ludzkiej, uczucia i pojęcia patryotyczne odegrywają rolę ważną a dobroczynną. Są one egoizmem o tyle, o ile popychają indywidualności zbiorowe ku przechowaniu i wszechstronnemu polepszaniu własnego bytu, co, jeśli staje się z pokrzywdzeniem lub lekceważeniem indywidualności innych, jest nienawiścią, która zwalczaną być powinna; lecz, jeśli odbywa się za pomocą rozwijania zdolności zbiorowych na drogach pracy, nieszkodzącej nikomu, owszem — wspomagającej wielki trud powszechny, przedstawia sobą najdobroczynniejszy i najniezbędniejszy
Strona:Patryotyzm i kosmopolityzm.djvu/181
Ta strona została przepisana.