Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/107

Ta strona została przepisana.

zupełnie, jak gdybyś właśnie tuż obok mnie siedział. Zdaje mi się, jakoby wiatr nocny o tobie ciągle mi opowiadał. Przyjeżdżaj rychło, mój Nando, i głaskaj znowu mą dłoń.

Twoja wierna Punna.

Kosija do Nandy:

Kolombo, 31 października.
Kochany przyjacielu!

Tak się stało, jak przypuszczałem. Podjęła walkę. Stara się nawrócić mnie. Nie wiedziałbym nawet, że jest kobietą, gdyby nakoniec ta czysto kobieca właściwość na jaw nie wyszła. Jakże ona jest wzruszającą. Jej kokieterja jest naturalniejszą, niżeli naturalność kokietek. Jeżeli doprowadzę tę próbę do końca i sam się przytem nie zakocham, to będę szubrawcem. Dręczy mię niepewność, czy słusznie postępuję; ale potem powiem ci, najdroższy mój przyjacielu, co mną istotnie powoduje. Jakże to wszystko wspaniale się układa!
Ostatnio czytałem jej ustępy z Sutt o miłości. Zniewoliłem ją do wyciągnięcia konsekwencji ze zdania: „Wszelkie życie jest cierpieniem“ — odnośnie miłości.Wiem, że byłem okrutny i że nie miałem litości nad jej bojaźliwem