Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/111

Ta strona została przepisana.
Kolombo, 13 listopada.

Na nieba, Nando, cóż mam do ciebie pisać, skoro słowa moje w taki sposób tłumaczysz?! Cóż-to uczyniłeś z mego niewinnego powiedzenia, że myślenie o tobie jest mojem głównem zajęciem? Ale czy powiedzenie to jest istotnie całkiem niewinne? Biada, biada! A jednak... O, ja nieszczęśliwa! Ale nie powinieneś był robić z tego to, co zrobiłeś. Skądże możesz wiedzieć, że obecnie myślenie o tobie stało się dla mnie ciężką pracą?! Ale może przeczytałeś cokolwiek w moim liście fałszywie? Był tak źle napisany... Ach, ja już nic nie wiem. Ale swoją drogą, Nando, to jest całkiem niesłusznie! Nie! I sądzę, że przedewszystkiem muszę żądać sprawiedliwości od swego przyszłego małżonka. Zdaje mi się, że nie mogłabym kochać człowieka, któryby nie był sprawiedliwym. O, ja szalona! Przebacz, przebacz! Nie mogę ani słowa więcej pisać. Skoro tylko będę mogła, napiszę znowu. Sądzę, że muszę ci coś napisać. Muszę oczywiście.

Twoja nieszczęśliwa Punna.
Kolombo, 22 listopada.

Ach, Nando, twoje słowa są dla mego serca