Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/119

Ta strona została przepisana.

kazując mu potęgę miłości. O ja nieszczęśliwa! I tak rozpoczęłam oto zuchwałą grę z tym, co jako twój przyjaciel pod mój dach wprowadzony został. Im więcej widziałam, jak jest obojętnym, tem byłam gorętszą. Musisz wiedzieć, mój — (przepraszam! nie mogę więcej mówić tak do ciebie), że niebawem starałam się go przekonać nie argumentami, ale sama sobą, jak gdyby to było moim najwyższym obowiązkiem, gdy tymczasem nie było dla mnie wyższego obowiązku, jak tylko tobie w miłości i szacunku pozostać przychylną. Myślałam sobie jednakże. Wszak to jest tylko gra, którą przecież posiadam moc przerwania każdej chwili. Nadto, cóż mi się może złego przytrafić? Cóż jemu? Co tobie? — W taki sposób sądzi nasza głupota.
Gdy widziałam, że niczego nie mogę osiągnąć, uciekłam się do pomocy podstępu. Udałam chorą i nie pokazywałam mu się. Nie wiem doprawdy, jak mi to na myśl przyszło, ponieważ zawsze byłam zwolenniczką prostych dróg. Ale napewno był to mój los, inaczej bowiem skutki nie byłyby tak straszne. Przysięgam atoli, że do tej pory ciągle jeszcze uprawiałam grę.
Pewnego dnia ozwało się pukanie o niezwykłej porze. Tamili nie było w domu. Otworzyłam sama. Jakże się przestraszyłam, gdy sija