Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/120

Ta strona została przepisana.

sija zjawił się przedemną. Zdaje mi się, że zbladłam nieco ze zdumienia. Patrząc na niego, zauważyłam coś osobliwego w jego wzroku, jakiś połysk, którego do tej pory nigdy u niego nie zauważyłam. Jeszcze chwilki potrzebowałam na to, aby się całkowicie upewnić. Wiedziałam niewątpliwie, że mnie kocha. I odtąd zaczęło się moje wewnętrzne udręczenie; nikt bowiem nie może być nieczuły na miłość drugiego człowieka. Czułam także cały ciężar mojej winy — i nie mogę dzisiaj pojąć, że z góry wszystkich następstw mego przypadkowego zwycięstwa nie mogłam obliczyć. Zaczęło się obecnie pomieszanie moich uczuć, jakiego nigdy jeszcze do tej pory nie doznawałam. Wszystko stawało mi się wątpliwem. Czułam dla niego coś innego, niżeli względem innych mężczyzn, ale nie wiedziałam, czy go kocham, albo czy też zdaje mi się, że posiadam względem niego jakieś obowiązki wskutek mojej własnej winy. O sprawiedliwe nieba, co ja mówię! Wszak ty byłeś tak daleko!.. Ale co najstraszniejsza, to to, że nie wiedziałam, czy ciebie jeszcze kocham... Tak strasznie zostałam za swą zuchwałą grę ukaraną.
Tak żyłam w stanie zamroczenia. O Nanda, cóż to za udręczenie! Taka walka o uświadomienie sobie stanu rzeczy! Jakież to przeżyłam no-