istotnie rozmyślać. I im więcej się zastanawiałam, tem stawałam się spokojniejszą. A im byłam spokojniejszą, tem jaśniejszem wszystko mi się zdało. Poznałam początek stosunku pomiędzy mną samą a Kosiją w głupocie, w nieuwadze z mojej strony. Poznałam, że nie kocham jego samego, lecz jego wzniosłe myśli.
Kiedy zdałam sobie z tego jasno sprawę, zaczęłam rozważać: „Jakież tedy jest źródło mojej miłości dla Nandy?“ Rzecz dziwna — w chwili, w której sobie to pytanie postawiłam, zdawałam też sobie dokładnie sprawę z jego następstw. Widziałam poprostu robaka, nadgryzającego korzeń naszej miłości. Ale zostałam zupełnie spokojną. Sprawiało mi przyjemność posuwanie się krok za krokiem. Sprawiało mi przyjemność jasne pojmowanie niepewności, kruchości i nędzy miłości. Zdawało mi się, że naraz spożywam owoce słów Kosiji, Przytem tak byłam spokojną, że nawet myśli: „Jestem godnem nienawiści narzędziem, które jego samego owocu tej nauki pozbawia“ nie mogła mi spokoju zakłócić.
Jednego jestem zupełnie pewna: Żadne szczęście na świecie, nawet najwyższe, nie może przeważyć udręczenia, jakie w ciągu tych ostatnich tygodni przeżyłam. Jasną rzeczą jest że
Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/123
Ta strona została przepisana.