— I jakżeż nie mielibyśmy tęsknić? Pożądamy go, jak podróżnik pożąda ojczyzny, a znużony orzeł swego gniazda.
Wtedy pomyślał Gautama:
Ci pobożni lgną do owego najwyższego Brahmy. Zaprawdę pobożni ci nie wiedzą, że wszelkie przywiązanie powoduje cierpienie. Czyż nie musi to jednakże pociągać za sobą podwójnego cierpienia, gdy człowiek lgnie do czegoś, o czem zgoła nie wie, czy istnieje, czyli też nie? Ci pobożni nie chcą pokonać śmierci, tylko uciec od niej, szukając schronienia w swych sofizmatach. Oni są głupimi mędrcami. A ja głupców nie chcę.
Pomyślawszy tak, poszedł dalej.
Gdy znowu wiele dni przewędrował, doszedł do owych niekończących się pustyń piaskowych i do tych pól śniegowych, o których ów starzec mu wspominał. Zdjął tedy z siebie czerwoną suknię, odrzucił kalebasę, zatrzymując przy sobie jedynie kij.
— Jakże mam odrzucić od siebie głośną mowę — pomyślał — skoro tu niema nikogo, do którego mógłbym przemówić.
Szedł tedy dalej, aż doszedł do miejsca, z którego święty Ganges z niebiesko-połyskującej rozpadliny lodowcowej wypływa.
Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/150
Ta strona została przepisana.