Tutaj rozejrzał się dokoła dla znalezienia góry Meru. Przeglądał starannie wszystkie dokoła jeżące się szczyty górskie: jeden podobny był do drugiego na włos. Ale jedna góra, gdy wzrok jego padł na nią, zaczęła rosnąć coraz wyżej, tak że nakoniec Gautama musiał się dobrze wstecz przechylić, aby spojrzeć na sam wierzchołek, jakkolwiek góra stała daleko na horyzoncie. Wtedy to wiedział Gautama, że to była góra Meru, i zaczął podchodzić ku niej sporemi krokami. Ale jakkolwiek szedł dzielnie do góry, zbliżyć się do niej nie mógł.
Znużony, zatrzymał się nieco dla zaczerpnięcia oddechu. I wtedy dopiero przypomniał sobie słowa starego:
— Musisz zbliżać się do góry z zamkniętemi oczami.
Ale droga prowadziła po zwaliskach skalnych i nad przepaściami.
— Jakże mogę podobną drogą iść z zamkniętemi oczami — pomyślał sobie Gautama. — Wpadnę do przepaści i roztrzaskam się na jej dnie.
Jakby dla próby zamknął oczy, posuwając się naprzód ostrożnie i bojaźliwie. Po chwili pomyślał sobie:
Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/151
Ta strona została przepisana.