ształowe lustro. W pośrodku jeziora pływał żóraw. Był całkiem nieruchomy, a głowę miał ukrytą pod skrzydłem.
Gautama usiadł cicho na brzegu i patrzył na żórawia i patrzył aż na samo dno jeziora, gdzie pstre leżały krzemienie i białe ziarnka piasku, i gdzie zwinne rybki za pokarmem się uwijały. I było mu tak dziwnie spokojnie, tak błogo, że pomyślał sobie:
— Kiedyż mi było tak spokojnie, tak błogo, jak teraz, gdy siedzę oto nad tem spokojnem jeziorem, patrząc na śpiącego żórawia, na krzemienie i rybki w głębinie?.. Jakże słodkim jest spokój.
Tak siedział, aż słońce schowało się za górą. Wtedy powstał i poszedł znowu z powrotem ku ojczyźnie. A jakkolwiek ani słońce, ani księżyc nie świeciły, to jednakże widział drogę przed sobą, jak w biały dzień.
Następnego ranka znalazł się przed owym starcem w chatce. On zaś uśmiechnął się i rzekł:
— Czy to ty, Gautamo? Czy pokonałeś już śmierć?
— Czcigodny — odparł Gautama — nie pokonałem jej, ponieważ nie chciałem zjadać owych trzech gołębi. Ale co mnie śmierć może obchodzić? Śmierć jest mi tak samo jak życie,
Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/159
Ta strona została przepisana.