Nakoniec odezwała się żona:
— Gdybyśmy tylko mogli wezwać angielskiego doktora. Ale skąd wziąć na to pieniędzy? — dodała z goryczą. — Niema w całym domu ani miedziaka.
Moung Dammo milczał.
Po chwili zaczęła znowu:
— Gdybyśmy przynajmniej mieli nieco chininy. Wszak oni nie dają nic innego, prócz chininy. Ale tam w mieście mówili, że pomaga.
Moung Dammo ciągle jeszcze milczał. Nagle odezwał się:
— Zobaczę, czy nie uda mi się zdobyć pieniędzy.
— Skądżebyś miał dostać pieniędzy? Całe nasze mienie przepadło. Wszak wiesz sam, że już nic nie zostało. Albo, czy nie wiesz może, żem niedawno żółty jedwabny staniczek z haftami wyniosła z domu. A to było ostatnie bogactwo. Na ciebie nikt już w mieście więcej nawet nie patrzy. A ja zaś nie mam żadnych krewnych na świecie.
Zdawało się, że zacznie płakać, lecz jedno spojrzenie na dziecko powstrzymało ją.
— Kiedy tak, to muszę iść na żebraninę.
Kobieta leżała pochylona nad dzieckiem
Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/25
Ta strona została skorygowana.