Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

jego siedziała właśnie, dając dziecku zupę ryżową.
Moung Dammo stanął zdumiony i nie rzekł ani słowa.
Wtedy żona zerwała się z dzieckiem na ramionach i podeszła szybko ku niemu. Zdawało się, że ciężaru dziecka wcale nie czuje.
— A, jesteś tu znowu! Jakąż przeszłam biedę. Pod wieczór sądziłam już, że wszystko stracone. Wtedy zjawił się przyjaciel twój, Moung Oung. Przyniósł mi chininy, więcej nawet niż było potrzeba. Ale pomyśl tylko, potem poszedł i wrócił z angielskim doktorem. Obaj przyjechali powozem. Wszedł tutaj jak sam Wisznu, a doktor za nim. Jakiż to człowiek. — Przyciskała dziecko do serca. — Mój słodki pieszczochu — mówiła z czułością.
Twarz jej jaśniała. Od lat nie widział Moung Dammo swej żony tak ładną, tak młodą. Nie odpowiadał nic, nie tulił swego uratowanego od śmierci dziecka. W sercu jego zapanowała gorycz. Przynajmniej Moung Dammo sądził tak. W istocie zaś było to uczucie ulgi, które częstokroć z początku gorzkiem jest jak wermut. Zdawało mu się, jakoby z tej chaty szło na jego spotkanie jakieś drganie, które go wypychało precz. Przez chwilę błysnęło mu: „Tam na stop-