Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

mu zwyczajowi, schował ją pod płaszcz i poszedł wzdłuż drogi. Przeszedł pomiędzy wszystkiemi wozami, wydostając się na wolne pole coraz dalej, aż doszedł do gór, w których znajdują się jaskinie, służące mnichom za miejsca głębokich rozmyślań.
Do jednej z nich wszedł Moung Dammo. Misę postawił przy wejściu, sam zaś usiadł ze skrzyżowanemi nogami w głębi. Splótłszy ręce mocno i zacisnąwszy usta, mówił sam do siebie:
— Ciężaru tego ciała nie mogę dłużej dźwigać. W obecności tej pełnej misy żebraczej umrę z głodu.
Potem wciągnął w siebie duchy życia, jak się tego przy swych ćwiczeniach ascetycznych nauczył, i siedział godzinami jak życia pozbawiona istota.
Dzień minął. Zmrok jaskini zamienił się w głęboką ciemność. Tylko misa żebracza w przejściu odrzynała się od jasnego tła nocy księżycowej.
Teraz w śmiertelnej ciszy leśnej zaczęło się ożywiać. Ochrypłe wycie hyjen odzywało się w pobliżu. Moung Dammo nic atoli nie słyszał. Teraz ozwało się coś w liściach drzewa, stojącego u wejścia do jaskini. Ścigany ptak zaskrze-