Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

Nie była w możności wydać z siebie ani jednego słowa.
— Ponadto — ciągnął dalej — patrz na łódź. Im dłużej się wzdragasz, tem więcej cofamy się do Mandalay.
Zdało się jej w tej chwili, że słowa te wracają jej życie i zdolność myślenia. Zdało się jej, że ta cofająca się łódź ostrzega ją przed płonnością i głupotą jej wzdragania się. Może być, że byłaby zdolną wyzwać śmierć w każdej postaci; ale do tej cofającej się łodzi nie dorosła. W niemej rospaczy chwyciła się dłońmi za brzeg łódki, jakby usiłując w ten sposób powstrzymać jej bieg.
Nagle przejrzała.
— Zatrzymaj łódź! Chcę ci coś powiedzieć!
Właśnie pomykali z prądem obok jakiejś wyspy. Umocował łódź do drzewa i spoglądał na nią z szacunkiem.
— Człowieku, widzisz ten sztylet. — Wyciągnęła broń, nie dłuższą nad długość palca, zpod swego okrycia. — Gdybym zadrasnęła twą skórę tyle tylko co szpilką, stałbyś się trupem, nim dziesięć policzysz. Mogłabym go użyć, gdy skończysz wiosłowanie. Ale skoro już muszę uledz twej woli, ponieważ muszę, przeto chcę być uczciwą. Oto patrz. Rzuciła sztylet da-