dzwony klasztorne odzywają się. Słońce się zbliża.
— Tak, słońce, które nigdy nie zajdzie.
Król Thibau, okrutnik. siedział w swym pałacu i czytał Tipitakam (dosłownie: Trójkoszkanon buddhyjski), a list, przysłany mu przez komendanta, leżał tuż obok niego. Thibau uważał za rzecz konieczną, aby król przodował swemu narodowi w religijności; religja bowiem potrzebną jest do panowania i do tego, by być opanowanym. Czytał właśnie ustęp w Sutta-Pitaka: „Wszędzie, gdzie obawa się rodzi, podnosi się tylko w głupcu, a nie w mędrcu“. Wtedy wszedł służący, którego wysłał przed godziną, i powiedział po uderzeniu podłogi czołem:
— Panie, szlachcic, do którego mnie posłałeś, aby go stawić przed twym obliczem, wstąpił dzisiaj rano razem z żoną do klasztoru.
Posłyszawszy to, popadł Thibau w głęboką zadumę, że nawet zapomniał o słudze swym na ziemi. Nakoniec odezwał się:
— Możesz odejść!
Do siebie atoli powiedział:
— Człowiek, który taką żonę i takiego słu-