zrobić, a nie o to, czy wogólę zrobić. Wprawdzie odzywał się w nim jakiś głos ostrzegawczy: „Poco stawiać całe szczęście na jedną kartę?“ Ale obłęd był już za potężny. Nawet perspektywa długiego rozstania się z narzeczoną nie mogła go od postanowienia powstrzymać.
Skoro tedy sądził już, że plan swój aż do najdrobniejszych szczegółów opracował, udał się do Bambalupitja do przyjaciela swego, nazwiskiem Kosija.
Zamieszkiwał on tam małą chatkę, otoczoną kilku bananami, do której zaledwie parę stopni drewnianych prowadziło. Żył bardzo skromnie Rano zjadał placek ryżowy, kupowany u piekarza za kilka groszy. Na obiad zjadał miseczkę ryżu z odrobiną kurry, wieczorem zjadał resztkę z obiadu pozostałą z dodatkiem kilku bananów. Do tego popijał jeszcze nieco czystej wody krynicznej.
Tak oto żył ów człowiek, zajęty czytaniem suttów i rozmyślaniem nad samym sobą. Poznał bowiem, że wszelkie dobro na tej ziemi polega jedynie na unikaniu złego, zło zaś niknie tylko pod wpływem rozmyślania, rozkłada się w nim jak kamfora w ogniu całkowicie bez pozostawienia nawet popiołu.
Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/80
Ta strona została skorygowana.