Strona:Paul Fuss - Stosunki w Poznańskiem.pdf/23

Ta strona została przepisana.

z Polakami niesprawiedliwie, ale że ich nigdy nie traktowaliśmy właściwie, sprawiedliwie i przychylnie.

Czyż my ludzie nie zbłądziliśmy już wszyscy w życiu i czy to nie jest rzetelnem przyznać błędy swoje? Czyż nasz największy mąż niemiecki, Bismarck, nie zbłądził potężnie, gdy rzucił śmiałe zdanie: „Do Canossy nie pójdziemy!”
A fałszywem i nieodpowiedniem było to zdanie. Jakże bardzo ubolewaliśmy nad tem, że je słyszymy z ust takiego męża! Jakże marnie zginęło całe kruche, religijne uczucie zabijające ustawodawstwo majowe!
Rozsądnym sposobem usunięto je, a jednak pozostały po niem ślady. To są następstwa chybionych myśli i niewłasciwej pychy, skutki urojonej wszechmożności.
Wszyscy dzisiaj jeszcze musimy cierpieć z powodu tych następstw.
I oto znowu zagrało nam w żyłach i znowu chcemy w naszej własnej ściślejszej ojczyźnie złe wzniecać, zamiast utrzymywać pokój i ciszę! Czyż dzisiaj nie przyświeca światu całemu gwiazda pokoju i nie miałbyż nasz wielki naród niemiecki przy dobrej woli zdołać zaprowadzić wreszcie pokoju z Polakami?
Czy Polacy nie chcą tego pokoju?
Tak, po tysiąckroć tak! Namiętnie go pożądają, ale nie kawałkami, jak dotąd, tylko w zupełności.

Wobec ich wszelkich niedoli powinniśmy uznać ich cierpliwość i spokój. Roszczę sobie prawo do tego, że znam Polaków dokładnie i rozumiem ich, przypisuję sobie także pewność przekonania, że z radością oddaliby hołd naszemu ukochanemu cesarzowi, gdyby życzliwie podał im dłoń ojca kraju ku wiecznemu pokojowi!