Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/13

Ta strona została przepisana.
9

chodzą;... koniec końcem musiało to być porządnie głupie, kiedy ja co nigdy nie świszczę, niemogłem się wstrzymać od tego... syczałem jak grzechotnik.»
Alfred wstrzymywał się kilka minut od śmiechu, lecz nakoniec wybuchnął biorąc się za boki, a Edward układając minę zadowolnioną, rzekł: — «Bardzom panu wdzięczen, żeś się także przyłożyć raczył do obalenia mojego dzieła,»
— «Jakto!... więc — więc to było twoje? zawołał Robino wytrzeszczając maleńkie, czarne oczy.»
— «Tak, tak! dodał Alfred, na jego to sztuce syczałeś jak grzechotnik!...» — «Ach! mój Boże, mocno mię to martwi!... Gdybym się był domyślił;... ale... to twoja wina, było mi przysłać bilet, rzeczy inaczejby poszły... Teraz przypominam sobie, że tam było wiele dowcipu, kilka scen przewybornych... mo-