Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/201

Ta strona została przepisana.
197

— «To już go może nie zobaczym.
— «Z panem Bogiem!»
Mylił się pan gospodarz; bo około ósmej wieczorem, widzi wchodzącego znowu nieznajomego z sękatą pałką.
«Otoż! jeszcze ten sérojed!» rzekła zcicha służąca, ale gospodarz dał jej znak ręką, żeby umilkła, lęka się bowiem gniewu przychodnia. Nieznajomy siadł za stołem, i kazał podać chleba, séra i kiéliszeczek wódki. Dają mu to pręciuchno, zajada milcząc; lecz kiedy pytał, co się należy, gospodarz pałający chęcią zaprowadzenia rozmowy, podchodzi ku niemu, i zdejmując grzecznie czapeczkę, odzywa się: «Czy pan nie chce tu nocować?
— «Tu! nocować? odpowiada nieznajomy; niepotrzebuję tego... równie dobrze wyspać się można na łące.... a to nic nie kosztuje; a gdybym u wasana nocował, musiałbym zapłacić?