Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/205

Ta strona została przepisana.
201

spokojności — gdy hałas nagły dał się słyszeć; przybywa pojazd jakiś pocztowy. Trzech młodych ludzi i służący wysiadają; a oberżysta i cały tłum sług wybiegają przyjmować pana Robino i dwóch jego towarzyszów, oni to bowiem przybyli do Klermontu.
— «Ej! hola!... potłukłem się zupełnie! woła Robino — niech licho weźmie jazdę pocztowę! lecieliśmy!... wsie, miasta uciekały nam z drogi!...
— «To jest, że myśmy od nich uciekali.
— «Miło to jednak jechać tak prędko... aj łytka!... Franciszku! pilnuj tam tłómoków i rzeczy!
— «No, panie gospodarzu! daj nam dobry obiadek, co masz najlepszego. Głodny jestem — a ty Edwardzie?
— «I ja także... dobre powietrze w tym kraju.