nie poszła. Zresztą, nie jestem dumny; jestem filozof... dość mi tego co mam.. Ale żebym tylko miał jeszcze te jedwabne pończochy, byłbym nierównie szczęśliwszy. Niech no mi tylko przyjdzie zkąd bogactwo, a zobaczymy z jaką krwią zimną go przyjmę. Otożem się przecie i rozebrał, a Franusia nie wraca... a tu nie można zawiązać chustki, póki się nie obuję i nie ufryzuję, szczęściem, że to teraz Lipiec, nie dostanę kataru.“
Dla zabicia czasu, Robino znudziwszy sobie chodzenie po pokoju, ubrany jak do rosołu, bierze gitarę. Ledwie zaczął drugą strofę piosnki Belizarijusz, kiedy śmiech mu ją przerywa. Franusia otworzywszy drzwi na roścież, weszła po cichu, i bierze się za boki widząc Belizarijusza w koszuli.
— „A! mój Boże, mój miły, jak ci to tak ładnie!“ zawołała Franusia śmiejąc
Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/46
Ta strona została skorygowana.
42