Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/6

Ta strona została skorygowana.
2

piery, pióra i ołówki, daleko porządniej niż zwykle młodzi ludzie, opyliwszy kapelusz i suknie, wziął pod pachę wielką tekę zieloną, która zdaleka mogła na sekretarską wyglądać, i nadając swojej twarzy wyraz dobroci i przyjemności, poszedł za tłumem cisnącym się do drzwi, kłaniając się na lewo i na prawo, witającym go towarzyszom, którzy doń uśmiéchając się mówili: «Dzień dobry Robino!» (Robineau).
Pan Robino (gdyż jużeśmy się dowiedzieli o jego nazwisku, uszedłszy ze sto kroków, nabrał cale innej miny. Nadął się, podniósł głowę do góry, przyśpieszył kroku z wymuszaniem, a miejsce dobrotliwego uśmiéchu, zastąpiła mina zamyślona i wielkie okazująca zajęcie — przycisnął silniej zieloną tekę, spoglądając protekcionalnie na przechodzących — słowem nie wyglądał na kancelistę mają-