Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/67

Ta strona została przepisana.
63

odprowadziwszy panią Hrabinę, i tą razą bierze do tańca młodą, bardzo ładną panienkę, koło której znowu się wdzięczy; ale ładna panienka uśmiécha się tylko na jego koncepta, i całkiem zdaje się być tańcem zajęta.
— «To gapa!» rzekł Robino i poszedł dalej. Mimo nadzwyczajnych skoków i uśmiéchów nikt na niego nie uważa, rozgniewał się, porzucił taniec nieukontowany. «Koniec końców, mówi do siebie, żadna z tych piękności niewarta Franusi! a gdyby Franusia miała jeszcze suknię tiulową... wieniec na głowie... jakżeby się wydawała!... Pójdę no ja zobaczyć jak tam grają.... Rzucę na stół niby od niechcenia talara, i... do djabła! otoż i lody roznoszą.... trzeba tu co pochwycić na drodze.» Robino bierze filiżankę lodów, i żeby je wygodnie mógł zjeść, siada za