Strona:Paul de Kock - Dom biały tom I.djvu/70

Ta strona została przepisana.
66

ślał Robino, kiedy myślę o mojej piérwszej miłości... a przecież to już temu lat dziesięć... była to prima donna teatru Bramy świętego Marcina (Porte Saint-Martin), a pierwszy raz obiadowaliśmy z sobą pod Burgundskiém Winobraniem, na przedmieściu Tampl... nie było to tam jeszcze wówczas tak wytwornego stołu... nie było kanału, który teraz przebywać trzeba, żeby się tam dostać... ale jakie tam smaczne dawano nóżki baranie... Zdaje mi się jakbym tam był... miałem wówczas lat ośmnaście, anim spostrzegł jakem postarzał...» Robino westchnął... ale dla tego kończy lody. — «Kiedy powiadam, Dolmoncie, że się de Marsej zmienił, stosuję to bardziej do jego charakteru, niż do powierzchowności. O! gdybyś go znał dawniej, był wesół, lubił żyć dobrze, śmiał się, żartował z nami, lubił kobiétki... Wielkim był ich czcicie-