Strona:Paul de Kock - Dom biały tom II.djvu/189

Ta strona została przepisana.
181

tki, postrzegłam że odemnie stronić zaczęto, i że ledwie kto do mnie przemówił; z początku mię to smuciło... przykro mi było zostać w moim wieku, samą jedną na świécie;... lecz od tej pory jak dostałam Śmiałego, nie jestem już sama jedna;... bo mój Śmiały mnie kocha... nie ucieka kiedy go chcę pogłaskać!»
W głosie, w mowie Izory, łączył się wdzięk z prostotą, na któren nie można było być obojętnym; był to wyraz kobiéty dobrze wychowanej, i szczérość góralki. Piérwsze podejrzenia Edwarda, nikną wkrótce.
— «Więc chciałabyś może, rzekł, żebym czasem przyszedł z tobą pogadać?
— «Kiedy pan zechcesz — pan mieszkasz nie daleko?
— «O!.. tak... w Rosz-nuar... o dwie milki...