Strona:Paul de Kock - Dom biały tom II.djvu/192

Ta strona została przepisana.
184

ryby ich dopilnowali; lecz trzeba, żeby ktokolwiek pozostał w domu.
— «Czyż nigdy, żaden góral, nie przyjdzie pomówić z tobą Izoro?
— «O! nie, panie... nigdy!...
— «A z podróźnych, przechodzących tą doliną, niktże, tak jak ja naprzykład, nie przychodził do ciebie w góry?
— «Nikt! panie;... bo też rzadko tędy kto obcy przechodzi... ta dolina nie leży na gościńcu, a górale, którzy podróźnych prowadzą, unikają od Białego Domu.»
Chwila milczenia następuje. Edward przypatruje się pilnie dziewczynce; ona pogląda na kozy biegające w górach; a kiedy obróci wzrok na Edwarda uśmiécha się do niego z prostotą; nie jest to uśmiéch zalotnicy, która cię chce usidlić, lecz niewinności, która nie widzi żadnego