Strona:Paul de Kock - Dom biały tom V.djvu/187

Ta strona została przepisana.

jego maleńkiego milorda na plac przed Bursą.
To mówiąc, Franusia, puszcza rękę swego towarzysza; on wzdycha serdecznie, i wyjmuje chustkę z kieszeni, wznosząc oczy ku niebu; ale Franusia śmieje się z tego i odzywa się żegnając: «Mój drogi... przebaczyłabym niewierność, nie wdzięczności nie mogę!«

KONIEC TOMU PIĄTEGO I OSTATNIEGO.