Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/011

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach! mamo! jak tu jeść! Patrz, tam na dachu od oficyny, jak się ten biédny kominiarczyk uwija. Dachówka śniegiem przykryta, ślizgą być musi, a on tak po niéj chodzi od komina do komina, schyla się, zwija sznury: o mój Boże! żeby przynajmniéj nie spadł.
— Nie bój się, Adasiu, on pewnie zręcznym jest i ostrożnym.
— Ależ jemu i zimno być musi! Mnie w watowéj sukience nie nadto ciepło, a on ma tylko taki lekki spencerek.
— Nie wszystkich Bóg równo obdzielił — rzekła matka.
— Wiem, wiem, mamuniu; mó-