Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

matka — że największą zrobilibyście mu łaskę, puszczając go na dwór: patrzcież jak on się tuli do szyby, chciałby ją przebić, a do swoich uciekać.
Nie słuchały dzieci, biegały za wróbelkiem, chwytały dla niego muszki, które ptaszek wdzięcznie przyjmował, ale bawić się nie śmiał jeszcze, czy też nie miał ochoty.
— On jutro śmielszym będzie — mówiły — i w tej nadziei spać się pokładły.
Ale nazajutrz jakże się zdziwiły i zasmuciły zarazem! wróbelek siedział na oknie, oparty dziobkiem