Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

dość, gdy stanęli w miasteczku: ludzi pełno, kramów mnóstwo, a w nich takie śliczne rzeczy.
Józio prędki, żywy, co tylko zobaczył, to chciał kupować: tu mu się podobał konik skórzany, tu blaszany pałaszyk, tu trąbka w ślimaka skręcona; kupował jedno po drugiem, póki mu pieniędzy starczyło, a gdy już nic nie było w woreczku, niechcąc dalej patrzeć na to, czego mieć nie mógł, rzekł do siostry:
— No! śpiesz się, Cesiu, ze swemi sprawunkami, bo to już czas do domu. — Zaraz, zaraz — odrzekła Cesia — widzisz, kupiłam już grzebień